Królowe Bourbona - J. R. Ward, czyli post premierowy.
Autorka Królów Bourbona dotąd kojarzyła mi się z dość mrocznym, erotycznym romansem paranormalnym z wampirami w roli głównej. I serię o Bractwie Czarnego Sztyletu czytałam z wypiekami na policzkach, nie będę się wypierać.
Sięgnęłam po tę przyziemniejszą odmianę twórczości J. R. Ward z wielu powodów. Zaplanowana dyskusja, ciekawość, odkrycie czegoś nowego, polecenia płynące od wielu osób... Czy było warto? Niewątpliwie.
Początkowo myślałam jednak inaczej. Ciężko było mi przebrnąć przez pierwsze 20% książki. Zaliczyłam dwa podejścia przez te dłużyzny, na szczęście już drugie było skuteczne.
Mnogość nazwisk, pojęć, postaci, imion, powiązań... To przytłacza. I potrzeba czytelnikowi dłuższej chwili na 'wgryzienie' się w historię.
Ale potem nastąpił przełom. I wchłonął mnie przepych, bogactwo, ale i zepsucie wyższych sfer. Blichtr pieniędzy i pochodzenia jest patyną dla zepsucia, machlojek, kupczenia dziećmi czy własnym ciałem. Tu nie ma skrupułów ni sentymentów.
Dopiero po czasie okazuje się że gdy zaczynają się kłopoty i trzeba się zjednoczyć to najmłodszy z rodziny rusza do boju. Lane ma u mnie wielki podziw. Walczy o rodzinę, walczy o siebie, walczy o miłość, będąc jednocześnie przerażonym.
Własnie w tej książce jego związek z Lizzie jest jedynym jasnym punktem. Sama Lizzie jest trochę taką Sabriną z filmu - pracowniczka zakochana w synu pracodawców. Chociaż mniej romantyczna i marzycielska niż tytułowa bohaterka romansu z Harrisonem F. bo jednak stojąca twardo na ziemi, to jednak potrafiąca oddać ukochanemu wszystko.
Reszta rodziny Bradfordów/Baldwine'ów to barwne postacie. Poharatany Edward nad którym nietrudno uronić kilka łez, pogubiona Gin, nieobecny Max, no i ojciec. William. Szuja i .... najpierwszej wody. Na myśl o nim cisną mi się same niecenzuralne słowa.
Nie mogłam się doczekać jak w końcu zniknie z tego łez padołu.
Jest też honorowy członek rodziny, mama dzieciom osieroconym za życia rodziców - Aurora. Każda scena z nią zasługuje na podwójną uwagę. Kobieta prosta ale tak mądra i dobra w swej prostocie... Takich postaci w książkach i w życiu jest zawsze za mało.
Polecam. Ogromnie. Nie warto zniechęcić się początkiem. Jest on trudny, nudny i żmudny do czytania ale potem wszystko bardzo rusza, po 20-25% jest pierwszy przełom, drugi następuje około 50% i wtedy już książka nie pozwala się odłożyć. Drugi tom na pewno niebawem zagości na czytniku i umili mi kilka godzin z życia.
Komentarze
Prześlij komentarz