Dzikie Dyskusje (opinia S zrecenzowana przez S) - Przebudzeni

Przebudzeni, czyli historia Starożytnego Egiptu w pigułce...


Secret: Kocham Starożytny Egipt. Każdy program naukowy o wierzeniach, życiu starożytnych Egipcjan pochłaniam z uporem maniaka. Po prostu bardzo to lubię.
Kiedy więc dowiedziałam się, o książce "Przebudzeni" autorstwa Colleen Houck, o której mi powiedziała nasza Wiedźma Sol, nie mogłam odpuścić.

Sol: Opowiedziałam, bo się zakochałam w Klątwie Tygrysa! Ale wiecie... poleciałam bo Ren i Kishan mnie zauroczyli, liczyłam na coś równie dobrego ale inszego w większym stopniu :D w dalszej części możecie się natknąć na drobne (hyhy) porównania obu serii Houck. Zwróćcie też uwagę na fakty - Secret nie czytała wcześniej nic od autorki, ja całą serię Klątwa Tygrysa ;)

Secret: Poznajemy historię Liliany, bogatej dziewczyny, która niedługo ma rozpocząć studia. Sama jeszcze nie wie czego chce, ale w sprawach swojej drogi życiowej podąża szlakiem wyznaczonym przez rodziców.
Pewnego dnia, na wycieczce w muzeum, spotyka tajemniczego mężczyznę. Ten wiąże ją ze sobą dziwnym zaklęciem, od którego nie jest w stanie się uwolnić. Amon, tajemniczy syn króla ma misję do spełnienia. Bez Lily nie może jednak czerpać w pełni swoich mocy. Lily zaczyna pomagać Amonowi i nieoczekiwanie między nimi rodzi się uczucie.

Książkę czytałyśmy razem, więc razem będziemy ją oceniać. Żeby się to dobrze czytało postanowiłyśmy przeprowadzić to w formie odpowiedzi na poszczególne punkty.

1. Bohaterowie

Secret: Uważam, że w książce bohaterowie są bardzo dobrze przedstawieni. Lilly jest uroczą panienką z bogatego domu. Nie jest irytująca, ale... No właśnie coś w niej jest takiego, jakby miała kij w ... 4 literach. Trochę zbyt szybko się zakochała... te natychmiastowe true love nie są dla mnie. Liliana jest dobrą postacią, ale bez efektu WOW.

Sol: Lily ma syndrom sztokholmski! Serio :D dziewczyna jest odważna, mimo swoich predyspozycji do wygody chce wierzyć, że sama idzie w przygodę i pewnie w dużym stopniu tak jest. Ale dla mnie najmocniej definiuje ją ta miłość instant do 'porywacza' :D
Co do sztywności odwłoka i umysłu pozostaje mi się tylko zgodzić z przedmówczynią, Lily musi jeszcze nad sobą popracować jeśli ma podbić nasze serca :P Liczę też na to, że później uwierzę też w tę pożal się borze miłość ;)

Secret: Amon to postać, która no powinna odgrywać ważną rolę. Na jej widok (czy tam podczas czytania fragmentów o nim) powinny mi mięknąć kolana. Tymczasem... Amon to nudziarz. Jego dialogi są spokojne, dobre, mega odpowiedzialne, ale to też sprawia, że przestaje być ciekawy. Liczyłam na kogoś trochę aroganckiego, pewnego siebie władcę, któremu wszystko się należy. No był taki... przez jeden fragment. A potem stał się ciepłą kluchą.  Uczucie, które rozwija się między bohaterami jest ładne, ale brak w nim tej iskry. Nie jest to relacja love-hate, ani od przyjaciela do kochanka. To delikatny miszmasz tych obu rzeczy, który osobiście nie przypadł mi do gustu.

Sol: Amon to miękka dzida! Jako bohater który pojawia się na samym początku książki powinien być szkieletem wydarzeń. Znaczy owszem, on te wydarzenia swoimi czynami napędza ale jest... Miałki, nijaki. Co do tej odpowiedzialności to jednak spoczywała na nim całkiem spora doza ;) ale no nie musiał być drugim sztywniakiem w tym garnuszku... Właśnie może dlatego ta miłość jest taka szybka? Połączyły ich kije w tylnych częściach ciała, ot co.
Relację bym określiła jako light hate-love, choć za dużo odpychania w tym przyciąganiu. Najgorsze jest to, że autentycznie nie czuć chemii między bohaterami, a co za tym idzie nie ma jej też między książką a czytelnikiem...

Secret: Ale byli też inni! "Dwóch ich było więc mieli przewagę" jak to było w jednym z filmów o Asterixie i Obelixie. Ci bohaterowie... o mamciu! To są dopiero ciacha. Wymiatają. Ich teksty są boskie no i żałuję, że było ich tak mało. Kreacja tych postaci, to jest po porostu odwieczne nigdzie nie określone "TO".

Sol: Tak tych dwóch, Pan Ciasteczko i Pan Biszkopcik :D jest ich zdecydowanie za mało, bo oni to dopiero dają czadu! Cały humor w książce jest zasługą jednego z nich. Pojawiają się dość późno ale uwierzcie - warto czekać. Liczę na to, że będzie srogi czworokąt (choć póki co zapowiada się co najwyżej trójkąt...) i, że Lily będzie miała mocny problem kogo wybrać!


2. Świat

Secret: Gdy zaczęłam czytać na samym początku o królach sprawujących władzę w Egipcie, było takie WTF... Oczywiście autorka wszystko ładnie potem wytłumaczyła, ale długo tkwiłam w tym szoku... o czym tu kurde czytam. Jaki król?! Faraon. No ale przeszło mi, więc wybaczam. XD

Sol: Aj bo Ty jesteś Egiptofilka :D dla mnie tam dwa zdania w temacie załatwiły temat króla, który nie był faraonem :D zresztą autorka lubi książęta wszelkiej maści, na to też trzeba poprawkę wziąć :D

Secret: Podobało mi się bardzo, że autorka przedstawiła mitologie egipskie (owszem były one trochę przeinaczone, te prawdziwe są jak bajki braci Grimm bez cenzury albo i gorzej). Pozwoliło to poczuć ten niesamowity klimat. Pustynia, piramidy, mumie, bogowie... to wszystko było cudownym tłem klimatycznym. Ale no właśnie czegoś mi było brak. Jakiejś iskry, czegoś takiego jak w było w Papirusie (serial animowany z lat '90). 
Dodatkowo nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy tak było w oryginalnym tekście, ale mnie osobiście rozwalało powiedzenie "biała plisowana spódnica", no kurcze za nic w świecie nie mogłam się pozbyć widoku Egipcjanina w damskiej spódniczce do kolan. Groteskowy wygląd, który ograbiał z powagi te postaci. Błagam cokolwiek - przepaska, materiał okalający biodra, w ostateczności spódnica, ale nie plisowana....

Sol: Nie dało się dosłownie, bo by inaczej naszych dwóch Ciasteczek i Zakalca tam nie wcisnęła :P ale zrobione jest to na tyle spójnie, że ktoś kto ogarnia mitologię egipską tylko na podstawie wiedzy szkolnej (zdobywanej parę lat temu, nie wchodźmy w szczegóły ile dokładnie) jest w stanie uwierzyć w prawdziwość klątwy i wydarzeń.
Brak tej iskry, brak tego 'flow', za które tak pokochałam Houck i jej Klątwę Tygrysa. Tam te Indie pachniały, buchały żarem, smakowały mango i curry... A tu jednak była lekka klapa. Niby Egipt był, ale nie do końca. Jak jesteśmy przy porównywaniu do seriali, to więcej klimaciku było w peerelowskich 'Siedmiu życzeniach'.
A spódnica nam Secret zagotowała to fakt. Ja olałam, bo stwierdziłam, że skoro białe, zakrywa dolną część człowieka i nie ma nogawek to spódnica, luzik.
Widzicie jaka jestem liberalna? :D

3. Fabuła

Secret: Pomysł na fabułę zasługuje na duży plus. Chociaż motyw dość popularny, to jednak bardzo fajnie wytłumaczony i poprowadzony. Motyw zdobycia poszczególnych elementów do wypełnienia misji Amona, jest logicznie przedstawiony. No i niby wszystko fajnie, mamy cel, mamy środki, ale coś po prostu nie za bardzo "pykło". Przez prawie całą książkę miałam wrażenie, że mogłabym ją przestać czytać i nic by mi się nie stało. Brakowało tej magii między nami i nie za bardzo umiem powiedzieć czego mi było trzeba. Czyżby to relacja Amon i Lili tak mnie odrzuciła? Nie wiem. Fakt faktem opowieść była zacna, a mimo to brak iskier.
Żałowałam jeszcze jednej rzeczy, że kreacja przeciwnika była tak bardzo okrojona. Właściwie nic szczególnego nie dowiedzieliśmy się o złej postaci, oprócz tego, że pragnie władzy... WOW. Chciało by się rzecz "no co ty nie powiesz...". Szkoda, bo takie psychologiczne aspekty są naprawdę bardzo ciekawe i bardzo lubię czytać o tym dlaczego ktoś zrobił to co zrobił. Lubię poznawać motywy danych zachowań, więc tu mi tego było po prostu za mało. To wina narracji pierwszoosobowej, która sprawia, że o wielu rzeczach się po prostu nie wie. Nie jestem fanką tego typu (tylko w jednej książce to kocham nad życie).

Sol: Tak, pomysł to podstawa i on spowodował, że jak przeczytałam blurba to mi się oczka zaświeciły. Na tyle mocno, że zbałamuciłam Secret, że teraz czytamy to i już, nie ma opcji.
Tyle, że potem w trakcie lektury... Wykonanie siadło, co tu dużo mówić. Relacja bohaterów była płaska i średnio uargumentowana. Gdy wyszło na światło dzienne to co wyjść miało w kwestii miłości, stwierdziłam 'acha. No okej i co z tego?'. Wiem, że to młodzieżówka, ale jednak oczekiwałam czegoś więcej. Sama przygoda była okej - znów pachniało mi Indianą Jonesem chwilami i jego przygodami ;) W samej budowie przypomina mocno Klątwę Tygrysa (nudzę Was? :D) więc wiedziałam czego się spodziewać i przygodowo się niemal nie zawiodłam. Niemal, bo jednak mało mi było Dwóch Ciasteczek i trochę mało zagadek w stosunku to lania po pyskach.
Narracja? Jakoś się przyzwyczaiłam do tej jej formy przez wiele innych książek i już nie robi wrażenia. Ale zawsze, gdy opowiada tylko jedno z bohaterów, żałuję, że inni nie zostali dopuszczeni do głosu.

4. Finish

Secret: Mimo wszystkich wad, myślę, że jest to dobra pozycja. Wpasowuje się gdzieś na samym środku mojej dotychczasowej kolekcji książek. Dostrzegam w niej wady, ale tez nie przekreślam jej całkowicie. Jestem ciekawa, czy dalej będzie lepiej, czy może kolejny tom będzie jeszcze bardziej rozczarowujący. Szczególnie, że końcówka jest ciekawa i autorka wręcz zapowiada, że to dopiero początek, że powieść jest bardziej rozbudowana. Wierzę jej. Jest wiele tajemnic i nierozwiązanych kwestii, które chciałabym poznać. Sięgnę po kontynuację, ale trochę później. Historia póki co musi przeleżeć w odmętach mojego umysłu. "Przyjdzie czas!", jak to śpiewał Skaza z "Króla Lwa".

Sol: Owszem, znów się zgodzę ;) Jestem zadowolona, że przeczytałam, nie żałuję spędzonego z nią czasu, było miło. Mogłoby być milej owszem, ale biorę co dają ;)
Za mało mi było trochę romansu i budowania go, trochę zbyt chaotycznie ten temat został potraktowany, ale strona przygodowo-zagadkowa jest całkiem okej. Patrząc po doświadczeniu z autorką to im dalej w serię tym lepiej, więc tym bardziej będę kontynuować ;) epilog tym bardziej do tego zachęca ;)
A dla tych, którzy nie znają jeszcze nic z twórczości Colleen Houck dobra rada - zacznijcie od Klątwy Tygrysa ;)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty