Znów na ringu On The Ropes - Walcząc z cieniami - Aly Martinez - Sol
Znów się
zakochałam. I to w młodszym bracie bohatera którego już wcześniej pokochałam!
Ależ ze mnie kochliwa osoba…
Po ‘Walcząc z
cieniami’ sięgnęłam z nadzieją na coś bardzo dobrego. Z wiarą, że znów dostanę
książkę która usatysfakcjonuje mnie na wiele sposobów, tak jak jej starsza
siostra. A może powinnam powiedzieć brat? :D
Pamiętacie
‘Walcząc z ciszą? To było coś innego. To było coś… tak emocjonalnego, innego i
poruszającego, że nie chciało wyjść z głowy przez długi czas. ‘Walcząc z
cieniami’ jest takie samo. Tylko lepsze. Mocniejsze i jeszcze bardziej
emocjonalne. Takie samo, ale jednak… Inne.
Historia Flinta
zaczyna się dokładnie w tym samym momencie w którym skończyło się jego
dotychczasowe życie. Teraz, z bezwładnymi nogami, pogodzony z porażką, nie
pogodzony z ‘utratą’ kobiety którą kochał walczy o siebie. A przynajmniej
próbuje.
Raz tylko próbuje
przetrwać, raz faktycznie walczy… Sama wojna z niepełnosprawnością przychodzi
po doświadczeniach związanych z… Ash.
I jak Filnt ma
całą moją miłość i serce tak Ash musiała sobie na to zapracować.
Panna Mabie przez sporą część książki irytowała mnie. Małolata, fiu bździu w głowie, taka wiecie – nic
niewarta. Do czasu, aż pokazała ile jest warta, zyskała wtedy w moich oczach
bardzo dużo i powoli, powolutku zagarniała coraz to kolejne dawki sympatii.
Także ewoluowałam
z ‘ona na niego nie zasługuje’ do ‘och ale oni są świetną parą’ :D
Sam romans jest
inny. Nie spotkałam jeszcze książki w której bohater siedzi na wózku. To nie
jedyna rzecz, która go definiuje, tylko ma znaczenie w tej opowieści, nie jest
suchym faktem. Na dodatek rzadko kiedy bohaterka jest złodziejką i to nie
elegancką panną, tylko ignorowaną przez ojca dziewczyną ze slumsów.
Znów historia
jednego z braci Page mnie kupiła. Znów zrobiła ze mnie troszkę rozchwianą emocjonalnie
galaretkę :D
Z przyjemnością
też spotkałam ponownie Tilla i Elizę, Quarry’ego i resztę rodziny z On The
Ropes, a teraz z oczekiwaniem wypatruję tomu samego Q, bo… Nie ukrywam końcówka
znów robi wrażenie i powoduje niecierpliwość.
I z tą
niecierpliwością znów Aly Martinez mnie pozostawia ;)
Za możliwość
poznania tej wzruszającej i poruszającej historii bardzo dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
Komentarze
Prześlij komentarz